W latach 2015 – 2019 odbyłem ok. 70 spotkań autorskich, głównie w Szkołach, Bibliotekach, Ośrodkach Kultury.

Gdzie ? Pierwsze – 21.03.2015 w Essen (TV- Pepe), następne w Polsce, min. Częstochowa, Radomsko, Kłomnice, Gidle, Dąbrowa Zielona, Kobiele Wielkie, Garnek, Olsztyn, Mykanów, Poczesna, Jarosław, Czeladź. Niektóre z tych spotkań zostały zarejestrowane. Można je zobaczyć w Internecie. I tam odsyłam zainteresowanych.

Fragment wywiadu z autorem:

Dlaczego postanowiłeś pisać książki o tematyce historycznej?

Mógłbym odpowiedzieć żartobliwie, że dlatego bo: „historia po latach zapomina, czy Kain Abla, czy Abel Kaina”. Ale tak naprawdę to pragnę przypomnieć tych wszystkich nieznanych, zapomnianych, anonimowych bohaterów lokalnych z małych miejscowości, młynów, leśniczówek … Człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim.

Dlaczego zależy Ci aby pisać o tych właśnie mało znanych, zapomnianych, anonimowych już dziś bohaterach tamtych czasów?

Znów odpowiem cytatem. Tym razem powołam się na naszego znakomitego poetę Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”. „(…) jak trudno ustalić imiona wszystkich tych, którzy zginęli w walce z władzą nieludzką (…), a przecież w tych sprawach potrzebna jest akuratność, nie wolno pomylić się nawet o jednego (…), jesteśmy mimo wszystko stróżami naszych braci (…), musimy zatem wiedzieć, policzyć dokładnie, zawołać ich po imieniu (…)”

Czy uważasz, że masz prawo pisać o tematach historycznych, nie jesteś przecież zawodowym historykiem?

Odpowiedź znalazłem u Krzysztofa Kąkolewskiego – w książce „Diament znaleziony w popiele”: „Historykiem jest ten, kto dotrze do źródeł pisanych i ustnych i opublikuje je, a nie ten, kto jest utytułowanym, mianowanym przez Rząd naukowcem”.

A odpowiedzialność za pisanie?

„Każdy pisarz, każdy historyk odpowiedzialny jest nie tylko za to co pisze, ale i za to, co przemilcza”.                                                             

Grudzień 2016

Opinie znawców tematu:

Szanowny Panie!

Z przyjemnością  obejrzałem audycję w telewizji NTL, w której przedstawiał Pan swoją książkę o kapitanie Pawle. Dzięki uprzejmości redaktora Ireneusza Staszczyka otrzymałem tą książkę, którą z przyjemnością przeczytałem. Mile zaskoczony zostałem również wymienieniem mojego nazwiska w bibliografii jako autora Pamiętników Robotnika”.

Przy okazji pragnę wyjaśnić, że wymieniany przez Pana wielokrotnie Czesław Szwed, pseudonim Czerny to brat rodzony mojej mamy, a więc mój najbliższy krewny. Wyjaśniam to na początku pamiętnika. Żeby się nie rozpisywać chciałbym przedstawić swój punkt widzenia na temat rzekomej zdrady Robotnika. Nie ma żadnych dowodów na to, że ujawnił on władzom UB listę swoich żołnierzy. Najlepszym dowodem na to jest treść meldunku zamieszczonego poniżej. Myślę, że krzywdząca jest opinia o tym żołnierzu, iż był zdrajcą.

Grzegorz  Drzewowski, 4.03.2016

Pamiętnik „Robotnika” byłby niepełny, gdyby nie zamieścić w nim ostatniego meldunku jaki  „Robotnik” złożył swojemu dowództwu. A oto jego treść:

Mp. 4245 Dowódca „Wiesław”. Melduję: w związku z nasileniem akcji w terenie i zagrożenia oddziałów nie mających oparcia w masach zorganizowanych, a tym samym i niemożliwości stawienia oporu przeprowadzającym pacyfikację żołdakom armii sowieckiej przeciwko byłym żołnierzom AK z jednej strony, jak również brak jakichkolwiek wytycznych ze strony naszych władz (KG i 7 DP) spowodowały niemożliwość utrzymania dotychczasowego stanu rzeczy. Dojście do władzy Rządu Jedności Narodu i uznanie tegoż przez mocarstwa zachodnie z jednoczesnym rozwiązaniem Rządu Emigracyjnego są czynnikiem zmuszającym mnie do wyjaśnienia stanu rzeczy.

Prześladowania ze strony obecnych władz naszych ludzi, bestialsko torturowanych, maltretowanych i gnijących w więzieniach za utrzymanie tajemnicy dotychczasowego stanu rzeczy, bez żadnych widocznych celów, przy całkowitej odpowiedzialności spadającej wyłącznie na tych szarych żołnierzy działających wbrew widocznym rozkazom a podporządkowujących się tylko nieoficjalnym niedomówieniom i widocznemu niemożliwemu stanowi rzeczy na przyszłość. Postanowiłem sprawę wyjaśnić i wykonać żądanie obecnych władz, to znaczy zdemobilizowane oddziały zgłosić przy jednoczesnym wydaniu magazynów broni. Czynnikiem decydującym jest tracenie wartości broni nieodpowiednio zamelinowanej. Przy zwróceniu się do władz wysunąłem następujące żądania:

  1. Zwolnić wszystkich aresztowanych żołnierzy z mojego oddziału i zaprzestać prześladowania ich za działalność w czasie okupacji niemieckiej i w czasie demobilizacji oddziału.
  2. Zezwolić na pochowanie wszystkich moich poległych żołnierzy, którzy polegli w walkach z okupantem hitlerowskim – żołdakami niemieckimi, a dotychczas spoczywają po lasach.
  3. Dać pisemne zaświadczenie dla wszystkich moich żołnierzy powołujących się, że są z oddziału „Robotnika” celem nie prześladowania ich przez władze niższych instancji.

Odpowiedziano mi, że zrobią co będzie możliwe, ażeby niewinni zostali zwolnieni.   Ja żądałem gwarancji na piśmie. Sprawa zaczyna być mętna. Obawiam się, że Panowie z W.U.B.P. nie chcą honorować swych zapewnień o nietykalności prowadzącego układy i mogą mnie w każdej chwili zaaresztować i zamknąć w więzieniu, jako zakładnika do czasu wydania magazynu z broni, bez wykonania zobowiązań ze swojej strony. Podaję te dane z załączeniem dokumentacji – korespondencji W.U.B.P. w Łodzi na wypadek takiego stanu rzeczy, jak usiłowanie aresztowania mnie i osadzenia w więzieniu.

Zaznaczam, że zmuszony jestem odpowiadać za jednostkę, a w związku z otrzymanym rozkazem zamelinowania broni technicznie to zostało tak przeprowadzone, że wielu z żołnierzy, którzy gniją w więzieniu – jest tym zainteresowanych. Na wypadek oporu, ze strony Moczarowskiej Bezpieki pójdą represje, bo tym zwyrodnialcom nie wolno nic wierzyć. Wolę jednak, ażebym ja był osobiście prześladowany, a nie moi żołnierze, pociągani stale do odpowiedzialności i nękani za nie popełnione, a wymuszane przez zadawanie tortur i maltretowanie, jakieś wymyślone przewinienia.Melduję, że straciłem całkowite zaufanie do władz, które nie mogą się zdecydować na podanie jasnego stanu rzeczy.

Walka lub Pokój. Wyjaśnienie to zostawiam celem przekazania zainteresowanym motywami podjętymi przeze mnie takiego kroku. Może się mylę, ale jedno mi daje pewność i przekonanie, że po pewnym ustabilizowaniu się obecnego ustroju nastąpi ład i spokój i że to postępowanie jest zgodne z duchem czasu i moim sumieniem. Zawsze byłem i zostanę żołnierzem Wolnej, Niepodległej i Sprawiedliwej Polski Demokratycznej. Robotnik por.

 

Leszek Żebrowski, 18.05.2016

Zawsze cieszy fakt, jeśli ktoś obiektywny, niezwiązany siecią lokalnych i centralnych zależności sięga do nieodległej przeszłości, usiłując wydobyć z dostępnych, ale często już zapomnianych publikacji, opracowań, relacji, wspomnień ale przede wszystkim uwzględniając badania własne – historię lokalną. To mikrohistoria, bez której trudno później o syntetyczne opracowania.

Autor Cezary Lis usiłuje drobiazgowo przypomnieć w swej najnowszej publikacji: „Miejsca, ludzie, wydarzenia” dzieje ziemi częstochowsko-radomszczańskiej w najbardziej tragicznym okresie naszych dziejów – II wojny światowej. Pisze w niej o mało znanych wydarzeniach i niesprawiedliwie zapomnianych ludziach, których należy przypominać. Praca z pewnością zawiera wiele luk, nieścisłości, nawet błędów. Ale właśnie na tym polega taka praca – zebrać i zbadać, co się jeszcze da i poddać pod osąd Czytelników. To do nich należy ostatnie słowo. Mogą nadsyłać sprostowania i wyjaśnienia, zabierać głos na spotkaniach z Autorem, bo to ostatni moment na wywoływanie z prywatnej pamięci, przekazów rodzinnych, opowiadań sąsiadów, słowem – przybliżanie nam wiedzy, jak wtedy było.

 

Witam Pana. Tym razem ja z ciekawostką i pytaniem dotyczącym Pana książki o Czesławie Kubiku.

Na stronie 35 pisze Pan o zasadzce „Garbatego” na patrol NSZ, podczas którego zginął m.in. woźnica – Wincenty Chrabąszcz ze wsi Czarnca. Otóż woźniców było wówczas dwóch i jednemu udało się ujść z życiem. Wiem to dlatego, że tym drugiem był mój dziadek – Stanisław Toborek, ze wsi Przygradów. Wcześniej mieszkał z żoną w Czarncy, skąd pochodziła moja babcia Genowefa z Wójcików i gdzie urodził się mój ojciec. Chciałem spytać skąd miał Pan informacje na ten temat?

  1. Żeby było ciekawiej córka Chrabąszcza przeprowadziła się znacznie później do mojej rodzinnej Częstochowy na osiedle gdzie się wychowywałem i zgadali się z moim ojcem, że pochodzą z tych samych stron. Pamiętam jak wspominali tę historię i zmasakrowane ciało Chrabąszcza. Nie wiedzieli nawet kto go zabił i myśleli, że to Niemcy.Mały ten świat – Pozdrawiam serdecznie: Tomasz Toborek, 12.01.2017

 

Istotnie, jest Pan bardzo pracowitym człowiekiem i umie Pan gromadzić infomacje i tego chcę Panu pogratulować.Myślę nawet, że niekiedy jest ich nadmiar i że można byłoby na ich podstawie napisać więcej książek, no, ale to kosztuje. Mam już dwie pierwsze książki i ciekawią mnie pozostałe. Życzę Panu wydawniczego sukcesu i wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Alicja Król-Kamińska, 31.01.2017

 

Szanowy Panie Cezary, dziękuję za list i odnowienie kontaktu. Tak, zachęcałem i zachęcam nadal, bo to co Pan zrobił i robi nadal jest bardzo dla nas wszystkich ważne. Nie chciałbym wprowadzić w błąd, bo historią lokalna zajmuje się ponad 30 lat, napisałem na ten temat kilkaset artykułów, więc konkretne teksty i ich nazwy mogą mi się już mylić. Pana Longina Gniatkowskiego poznałem w 1989 r,. od niego poznałem historię Michałopola i ks. B. z Cielętnik; drugim moim ważnym informatorem był ś.p. Steinhagen, z którym też się przyjaźniłem trzydzieści lat temu. Pana Marcusa Koniga nie poznałem. Pierwszy raz opisałem mord w Michałopolu w artykule zamieszczonym w „Dziennku Częstochowskim 24 godziny” chyba w 1994 r. Oprócz wspomnianych osób informacji udzieliły mi dwie panie (siostry) zamieszkałe w Michałopolu. Jedna z nich spokrewniona była z niemieckim sołtysem Ablem i opiekowała się leżącym koło jej gospodarstwa cmentarzem; drugiej Niemcy zabili bliską osobę, dlatego wypierała ze swej pamięci wydarzenia michałopolskie. Dobrze Pan wie, jak trudno wygrzebać „niechciane” prawdy….Byłem pierwszym dziennikarzem, który o tym pisał; zgłosiłem sprawę do IPN i to zgłoszenie spowodowało śledztwo. Największą pretensje do IPN mam o odstąpienie od ekshumacji. Możemy bowiem spekulować kto jest winny; ale tytko ekshumacja mogła dać odpowiedź ile było ofiar, kim one były, w jaki sposób zginęły.

Trzymałem się prostej zasady określonej przez R. Dmowskiego: wszystko co polskie jest moje, niczego wyrzec się nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego co w Polsce jest wielkie, a także muszę przyjąć i upokorzenie jakie spada na naród, za to co jest w nim marne. Nie widzę zatem żadnych powodów by rezygnować z szukania prawdy, w obawie, że szkaluję swoją Ojczyznę (lub służę szkalującym). Wspomnę więc (nawiązując do Pana tekstu): opisałem sprawę tajemniczego morderstwa ks B z Cieletnik ( artykuł w „24 godzinach” w 1994, powtórzony w zbiorze „Częstochowa. Inne opowieści). Na tej podstawie prokurator z IPN Witkowski próbował wznowić śledztwo; potem – z nieznanych mi powodów – odsunęli go od tego. Jako pierwszy dziennikarz z Częstochowy przywracałem pamięć o zasługach lokalnego NSZ dla Polski, poznałem osobiście Żbika Kołacińskiego (byłem razem L. Żebrowskim na Jego pogrzebie). Ale też opisałem najbardziej tragiczne wydarzenia z aktywności tej organizacji: zabójstwo komendanta Nakoniecznikoffa-Klugowskiego, zabójstwo Władysława Pacholczyka i innych. Wiem także jaka bywa cena szukania prawdy. W sądzie musiałem się bronić przed oskarżeniami o zniesławienie byłego UB-eka Jakubczaka, byłego szefa SB Boczka i innych tuzów. Witkowski ostrzegał, że za wyciągnięcie sprawy ks. Bo. jest „na mnie zlecenie” ( na szczęście ostrzeżenie było przesadzone). Nie mogłem liczyć na pomoc IPN ani lokalnej uczelni, pomoc ze strony miasta w bardzo ograniczonym zakresie.

Wiem także, że moja pozycja w Częstochowie nie pozwala mi także Panu efektywnie pomóc; mogę jedynie słowem zachęcać do dalszej pracy. Mam tylko prośbę. Siłą prawdy nie polega na mnożeniu przymiotników, lecz na twardości merytorycznej.Studia historyczne uczą warsztatu; każda książka jest oceniana także pod względem umiejętności warsztatowych. Zdobył Pan już na tyle dobrą opinię, że bez problemu znajdzie pan pomoc ludzi ( choćby Sętowskiego albo Rotarskiego, ewentualnie polecam Adama Kurusa z IPN), którzy „warsztatowo” pomogą dopracować przyszłe książki). To nie jest dyshonor prosić o pomoc; a pisząc o ważnych rzeczach trzeba dbać by były to dobre książki.

Pozdrawiam bardzo serdecznie  – Jarek Kapsa , 14.12.2020

 

.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

5 odpowiedzi

  1. Czy w 2021 roku pojawi się Pan w okolicach Częstochowy lub Radomska? Bardzo zaluje ze nie mialem okazji uczestniczyc w zadnym spotkaniu. Internet to nie to samo. Pozdrawiam.

  2. Witam ,Paweł Andrecki, jestem po lekturze o pogromie Przyrowa, mój tata Wacław Andrecki miał ps. Płomień stopien plut.pdch. moja ciotka Emilia Turska ps. Brzoza stopien kaprala, mój wujek Mieczysław Turski ps.Mściciel zgadza sie, Stefana Dyjskiego ojciec i ciotka oraz wujek okreslali jako ps.Bohun
    Pozdrawiam

  3. Witam ,Paweł Andrecki , jestem po lekturze o pogromie Przyrowa, chce podac ,iz Wacław Andrecki moj tata mial ps. Płomień i st. Plut.pdch. ciotka Emilia Turska ps. Brzoza st.kapral ,wujek Mieczysław Turski ps. Mściciel zgadza się, Stefan Dyjski ps. Bohun. Pozdrawiam

  4. Wymieniałem ich w swej książce „Wokół zbrodni w Przyrowie”.
    Dziekuje za komentarz, odsyłam do bloga nr 27
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *