Poznałem na mej emigracyjnej drodze wielu wybitnych ludzi. Działali na rzecz Polaków, mieszkających poza Krajem. Wymieniam ich na blogu w zapisie nr 47. O ks.F.Blachnickim i inż. J.Szponderze pisałem już poprzednio.
Teraz chcę przybliżyć jeszcze jedną postać. Zbliżyliśmy się do siebie od 1990 roku, gdy razem przygotowywaliśmy powołanie Kongresu Polonii Niemieckiej. W zamiarze miało to być zjednoczenie kilkudziesięciu rozproszonych na terenie Niemiec organizacji polonijnych. On reprezentował Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, ja środowisko Ruchu Swiatło – Życie. Spotykaliśmy się wielokrotnie w Hamburgu, gdzie mieszkał, w Dortmundzie i u mnie w domu. Dla mnie mecenas W.Broniwój Orliński – pozostanie na zawsze jako wyjątkowy i życzliwy człowiek, oddany całym sercem Kościołowi, Ojczyźnie, Polonii. Promieniował inteligencją, szlachetnością i kulturą osobistą. Był czarującą osobą, której życiorys może posłużyć za scenariusz niejednego filmu sensacyjnego czy książki.
Co o nim wiedziałem, na podstawie tego, co o nim słyszałem, czytałem i co sam mi o sobie opowiadał.?
Wincenty Broniwój – Orliński urodził się 31 grudnia 1913 roku w Czempinie koło Poznania, jako syn Stanisława i Zofii (z domu Pozińskiej). W Poznaniu w latach 1921 – 1933 uczęszczał do prywatnej szkoły wstępnej i Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Następnie w latach 1933 – 1937 studiował prawo na poznańskim uniwersytecie, na Wydziale Prawno – Ekonomicznym. Dwa kolejne lata to obowiązkowa służba wojskowa w Szkole Podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim. W roku 1938 podjął aplikacje sądową w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. We wrześniu 1939 roku brał udział w kampanii wrześniowej w ramach 7 Dywizji Artylerii Konnej. W bitwie pod Horodłem zostaje ranny i 22 września 1939 r. dostaje się do niewoli sowieckiej – trafia do obozu w Szepietówce. Po kilku dniach ucieka i mimo kontuzji doszedł do Włodzimierza Wołyńskiego (250 km). Ukrywa się u Polaka aptekarza. Po rekonwalescencji przedziera się do Warszawy. Już w grudniu rozpoczyna działalność konspiracyjną w Stowarzyszeniu Samopomocy Społecznej (następnie Związek Walki Zbrojnej). W ramach tej działalności zakłada na Bugu graniczny punkt przerzutowy dla Polaków uciekających na południe Europy. W marcu 1940 r. zostaje aresztowany i osadzony w więzieniu we Włodzimierzu Wołyńskim, a następnie w Łucku. W trakcie transportu na wschód w maju 1940 ucieka. Po miesiącu niebezpiecznej ucieczki przedostaje się do Warszawy i rozpoczyna służbę konspiracyjną, w wydziale legalizacji Sztabu Głównego ZWZ.
W czasie Powstania Warszawskiego jest dowódca Oddziału Odbioru Przerzutów Powietrznych KG AK – Śródmieście Północ. 24 września 1944 roku zostaje odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari, rok wcześniej otrzymał Krzyż Walecznych. Awansuje w 1944 roku do stopnia porucznika. W czasie walk podziemnych „Broniwój” wyróżnił się niezłomna postawą i odwagą walcząc na Woli, Starym Mieście i Śródmieściu. Po latach mówił „Naród polski będący w oporze / bronił się pragnąc niezależności…”.
Po klęsce powstania dostaje się do niewoli niemieckiej. Po trzymiesięcznym głodowym marszu z numerem obozowym „O1543” znalazł się w obozie Sandbostel. 29 maja 1945 roku obóz zostaje wyzwolony przez wojska kanadyjskie. Po jego wyzwoleniu osiadł na terenie polskiego obozu dla DP w Wentorf koło Hamburga, znajdował się pod administracją Polskiego Okręgu Wojskowego, w którym przebywało wielu oficerów AK wywiezionych z Powstania Warszawskiego. Na jego terenie przebywali również mjr dr inż. Bolesław Zawalicz-Mowiński oraz płk. Karol Ziemski obydwaj walczący w Powstaniu. Ponieważ nie narzekał na zdrowie od pierwszych powojennych chwil zdecydował się zająć pracą zawodową. Zatrudnił się na stanowisku sędziego sądu polowego przy 1 Dywizji Pancernej gen.S.Maczka w Polskich Siłach Zbrojnych na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec przy BAOR. Jeszcze w powojennym okresie zamieszkał na terenie Hamburga, z którym zżył się na długie lata i tam podejmował dalszą pracę. W chwili powstania RFN zatrudnił się w Hamburgu w firmie zajmującej się eksportem i importem a także w kancelarii prowadzonej przez Niemca. Z czasem w miarę stabilizacji finansowej otworzył własną kancelarię, w której świadczył usługi m.in. dla polskich uchodźców. Szczególną uwagę poświęcił reprezentowaniu Polaków przed niemieckimi sądami. W miarę wrastania w niemiecki system prawny został na terenie byłej brytyjskiej strefy okupacyjnej delegatem Polish Judges Association in London na Niemcy.
Do 22.12.1990 roku pełnił funkcję Ministra Pełnomocnego i Delegata Rządu RP na Uchodźstwie w Londynie na Niemcy. Do kraju przyjeżdża dopiero w grudniu 1990 roku. Na Zamku Królewskim w Warszawie przekazuje wraz z Ryszardem Kaczorowskim ostatnim Prezydentem na Uchodźstwie insygnia prezydenckie II Rzeczpospolitej nowo wybranemu Prezydentowi III Rzeczpospolitej Lechowi Wałęsie.
Tradycyjnie, jak co roku, 11.11.2006 roku udał się na na obchody święta Niepodległości Polski do Ambasady RP w Berlinie. Przed budynkiem Ambasady dostał nagle udaru mózgu i po kilku godzinach zmarł w berlińskim szpitalu. Pochowany został na Starym Cmentarzu w Ostrowie Wielkopolskim.
Myślałem, że dobrze znam mego Przyjaciela, znam historię jego życia i nic mnie nie zaskoczy. Tymczasem w ostatnim okresie, wiele lat po jego śmierci, odkrywam rzeczy, o których nie miałem pojęcia, a on nigdy o tym nie mówił. Jawi się, jako tajemnicza postać. I rodzą się pytania, oczekujące odpowiedzi.
Nazwisko. Naprawdę nazywał się Stanisław Szwengler i zmienił nazwisko na Wincenty Julian Orliński w czasie okupacji, potem dodał do nazwiska pseudonim Broniwój. Używał też nazwisk Hans Opel vel Hans Szmit vel Stanisław Brzozowski, ps. „Giedro”, „Działosza”, „Stanisław”, „Weber”, „Julek”. Nigdy nie wspominał o tych tajemniczych zmianach nazwisk, pseudonimów.
W Przyrowie. W miejscowości, gdzie spędziłem dzieciństwo po wojnie, bywał w czasie okupacji mój bohater. Z ramienia Polski Podziemnej prowadził bowiem dochodzenie w sprawie kradzieży jednego z 9-ciu pasów ze złotymi dolarówkami. Zrzut 9-ciu pasów z dolarami oraz sześcioma cichociemnymi miał miejsce na zrzutowisku „Trawa”w pobliżu Przyrowa w nocy z 27 na 28.03.1942r. Obstawę stanowił oddział AK z Częstochowy z Henrykiem Furmańczykiem i Aleksandrem Szczepańskim na czele. Wszystko poszło prawidłowo, lecz następnego dnia stwierdzono w skrytce brak jednego z pasów z zawartością 3.600 dolarów. Śledztwo powierzono młodemu porucznikowi W.Orlińskiemu, który we wrześniu 1941 roku został przyjęty do specjalnej komórki Oddziału V Komendy Głównej ZWZ-AK zajmującej się sprawami zrzutów lotniczych, nazywany oddziałem „Syrena”. Uczestniczy i dowodzi akcjami operacyjnymi: „Intonacja” w latach 1942-43, „Riposta” w latach 1943-44 zajmującymi się zrzutami lotniczymi, jak również jest kierownikiem Zespołu Ewakuacyjnego Cichociemnych. Opiekował się bohaterskimi Cichociemnymi organizując ewakuację ich z miejsca skoku i opiekuje się w pierwszym okresie ich pobytu. Organizuje placówki zrzutowe w całym kraju.
W wyniku przesłuchania wielu świadków min. Józefa Derdy, gajowego z leśniczówki „Czerniczno” oraz Heleny Piaszczyk z Przyrowa, służącej w rodzinie Górniczów, dochodzenie ustaliło, że winnymi kradzieży jest małżeństwo Zofia i por.Antoni Górnicz, kierownik placówki „Trawa”. Oboje zostali skazani na karę śmierci, wyrok Wojskowego Sądu Specjalnego zatwierdził 28.08.1943 d-ca AK T.Bór – Komorowski. Wyroku nie udało się wykonać. Broniwój nigdy mi o tym nie opowiadał.
Cichociemny. Wśród bliskich i znajomych mówiło się o nim, że był jednym z cichociemnych. Sam nigdy nie prostował, ani nie wyjaśniał tych informacji. Po jego śmierci szukałem wiadomości o nim – cichociemnym w licznie ukazujących się publikacjach dotyczących tego tematu. Nigdzie nie znalazłem potwierdzenia. Chyba, żeby przyjąć za potwierdzenie tego faktu to, że w latach 1943-44 zajmował się zrzutami lotniczymi i pełnił rolę kierownika Zespołu Ewakuacyjnego Cichociemnych z rozkazu Komendy Głównej AK. Opiekował się wtedy faktycznie bohaterskimi Cichociemnymi organizując ewakuację ich z miejsca skoku i opiekuje się w pierwszym okresie ich pobytu. Cichociemnym, zrzutkiem z Anglii jednak nie był. Nie znaczy to jednak, że nie skakał do Polski z niebezpieczną misją do wykonania. Ale to już w zupełnie innych czasach i okolicznościach, o czym mowa dalej.
Wywiad. W październiku 1945 roku przekazany zostaje do dyspozycji wywiadu. Do Orlińskiego zwrócił się mjr Franciszek Dynowski, w tamtym czasie oficer bezpieczeństwa polskich jednostek wojskowych i obozów „dipisowskich” w byłej strefie brytyjskiej a także szef Oddziału II na tamtym terenie. Oficer ten zaproponował Orlińskiemu pracę na rzecz Amerykanów, która wymagała od niego w tamtym czasie przedarcia się na teren Polski. Ponieważ czuł, że musi ją poważnie rozważyć udał się w tym celu na spotkanie z płk. Stanisławem Swobodą-Lubczyńskim, aby jemu przekazać swoje wątpliwości. W tamtym czasie Orliński nie wiedział, że płk. Swoboda-Lubczyński od czasu konspiracji w okupowanej Polsce utrzymywał żywe kontakty z komunistami a po wojnie kontynuował je z kontrwywiadem i wywiadem MBP posługując się pseudonimem „Andrzej”. Podczas rozmowy Orliński poinformował pułkownika, że podejmie się pracy dla Amerykanów, ale oczekuje zgody samego gen. Władysława Andersa. Nie oczekiwał na nią zbyt długo. W międzyczasie płk. Swoboda-Lubczyński przywiózł taką zgodę z Londynu.
Podjął się pracy wywiadowczej. Był zrzucany do Polski kilkakrotnie w latach 1951- 52. Kolejny raz wyjechał do Polski w 1953 r. W skutek postrzelenia podczas jednej z misji prowadził tylko szkolenia i werbował nowych ludzi do działalności siatki wywiadowczej na terenie Polski. Większość z nich była jego kolegami z AK. Niestety w połowie lat 50-tych działalność jego siatki została odkryta przez kontrwywiad MBP. Ponieważ nie został złapany bezpieka zdecydowała się na podejście do niego na terenie RFN. W wyniku prowadzonej gry wywiadowczej aresztowano wszystkich członków jego siatki w Polsce. Wielu otrzymało wyroki śmierci. W wyniku prowadzonych działań za działalność szpiegowską została aresztowania jego żona. Po wielkiej wsypie otrzymał od francuskiego wywiadu posadę w urzędzie kwaterunkowym w Koblencji.
To osobna karta w życiu mecenasa Broniwoja…pełna jeszcze niewiadomych historii. Przez władze PRL był uznawany za osobę wyjątkowo niebezpieczną. Wywiad PRL zaproponował mu formę współpracy i on podjął tę grę. Oczywiście nigdy w naszych rozmowach nie poruszał tych wątków. Dziś, gdy wiem już dość dużo na ten temat – rozumię dlaczego.