W poprzednim blogu Nr 58 pisałem o początkach mego pobytu w Niemczech, spotkaniu z ks.bp Sz.Wesołym i współpracy z inż.J.Szponderem. Najważniejszym jednak spotkaniem i najwartościowszą współpracą była ta zawiązana z Ks.F.BLACHNICKIM, którego wszyscy nazywaliśmy OJCEM.
Już w pierwszym numerze biuletynu SKP „Znak czasu” z 6 lutego 1982 r. obok mojego artykułu „Kto z kim i przeciw komu się solidaryzuje”, inż. Szponder zamieścił informację, że w stojącym do dyspozycji polskim ośrodku „Marianum” w Carlsbergu pojawi się ks. prof. Franciszek Blachnicki, aby kontynuować tam swoją działalność. Powtórzył to wkrótce potem w osobistej rozmowie, kiedy wyraziłem radość i entuzjazm z tego powodu. Znałem dzieło ks. Blachnickiego w Polsce, a w oazach uczestniczyli moi znajomi i siostra, Urszula. Uważałem za bardzo wskazane by nasza grupa młodzieżowa w Essen nawiązała kontakt i skorzystała z porad tego nadzwyczajnego Kapłana. J. Szponder gasił mój zapał. Ostrzegał wręcz przed nawiązaniem takich kontaktów. Twierdził, że wielu księży w Polsce z Episkopatem na czele, sceptycznie ocenia rolę ks. Blachnickiego, a jego działanie uważa za kontrowersyjne. W tej sytuacji postanowiłem zwrócić się do ks. bp. Szczepana Wesołego wysyłając list następującej treści:
J.E.Ks. Biskup Szczepan Wesoły, Delegat Prymasa Polski dla Duszpasterstwa Emigracji, Rzym
Ekscelencjo, W imieniu młodzieżowej grupy duszpasterskiej z Essen pragnę wyrazić wdzięczność za życzliwą pamięć wyrażoną życzeniami.
W bieżącym roku, z uwagi na oddelegowani naszego opiekuna duszpasterskiego Ks. J. Pawlęgi do innej pracy nie spotykamy się na młodzieżowych Mszach Świętych. Kontynuujemy jednak nasze spotkania, dyskutując na tematy religijne i te aktualne związane z sytuacją w naszej Ojczyźnie oraz wymieniając lektury z prywatnych zbiorów. Książki Księdza M. Malińskiego a także Daniela Ropsa czy R. Brandstaetera cieszą się niezmiennie dużą poczytnością, podobnie jak lektura czasopism „Osservatore Romano”, „Tygodnika Powszechnego” czy „Rycerza Niepokalanej”.
Dotarły do nas informacje, że na terenie Niemiec zamierza kontynuować swą pracę duszpasterską Ksiądz Profesor Fr. Blachnicki. Znając osiągnięcia Ks. Profesora na odcinku pracy z młodzieżą w Polsce bylibyśmy wdzięczni za skontaktowanie nas z Księdzem Blachnickim celem uściślenia możliwości współdziałania.
Pozostając z oddaniem i szacunkiem, łączę pozdrowienia w Chrystusie Panu , Cezary Jan Lis, Essen, 17.02.1982
Odpowiedź ks. Biskupa wysłaną 11 marca 1982 r. otrzymałem szybko.
BISKUP SZCZEPAN WESOŁY 00186 Roma 11.III.1982
Via delle Botteghe Oscure 15
Szanowny Panie, Dziękuję za ostatni list i zapewnienia o kontynuowaniu pracy formatycznej, mimo niesprzyjających ostatnio warunków. Może Wasza Grupa mogła by nawiązać kontakt z Księdzem Blachnickim, który na razie zamieszkał w opróżnionym Domu Dziecka w Carlsbergu. Na pewno będzie on mógł ukazać konkretnie możliwości kontynuowania dalej działalnością.
Niech Bóg błogosławi. Z wyrazami oddania w Panu, bp Wesoły
Już bez wahania zredagowałem pismo adresowane na ręce ks. Blachnickiego w Carlsbergu.
Szanowny Księże Profesorze
Z wielką radością i satysfakcją przyjąłem wiadomość o pobycie Księdza Profesora na terenie Niemiec i planach działalności na tutejszym terenie.
Przebywam w RFN od ponad 2-ch lat. Wyjechałem z Polski w 1979 r. po niezapomnianej wizycie w naszej Ojczyźnie Ojca Świętego Jana Pawła II, z którym miałem przyjemność spotykać się wcześniej w Duszpasterstwie Akademickim u Ojców Dominikanów w Krakowie, w okresie studiów na A. G. H.
Działalność w ruchu duszpasterskim kontynuowałem następnie w Londynie (u Ks. St. Kukli), w Hamburgu (u. Ks. Śliwańskiego), Rendsburgu (u Ks. Mrowca) i w końcu w Essen, zakładając młodzieżową grupę duszpasterską. Jestem członkiem Stowarzyszenia Katolików Polskich w Niemczech.
Do Księdza Profesora zwracam się z polecenia Księdza Biskupa Sz. Wesołego. Chciałbym z całego serca zaproponować swoją pomoc i chęć współdziałania. Z największą przyjemnością spotkam się z Ks. Profesorem, zapraszając do siebie do Essen, względnie przyjadę na spotkanie z Księdzem do Carlsbergu.
Pozostaję oddany w Chrystusie, Cezary J. Lis, Essen,23.03.1982
Następnego dnia zaskoczył mnie telefon od ks. Blachnickiego. Zapraszał do jak najszybszego przyjazdu i tłumaczył jak dojechać na miejsce. Natychmiast dzwonię do swego przyjaciela, Stasia Gorczycy i ruszamy jego autem do Carlsbergu. Wspomnienia tego dnia przesłałem do publikacji w wydawanym w Carlsbergu „Życiu w Świetle” w piątą rocznicę śmierci ks. Blachnickiego i dziesiątą mojego pierwszego spotkania z Nim.
Dzień, w którym spotkałem Ojca.
Zbliża się 5-ta rocznica śmierci Ks. Franciszka Blachnickiego, a jednocześnie minie wkrótce 10 lat od dnia, w którym spotkałem się z Nim osobiście. Jak i kiedy się to stało, w jakich okolicznościach? Myślę, że jest właściwa pora, by podzielić się tym osobistym świadectwem.
Był początek 1982 roku. Czas smutny, wręcz przygnębiający. W Polsce wprowadzono stan wojenny. Dochodzą wieści o tysiącach internowanych, aresztowanych, o czołgach na ulicach miast w całym Kraju, o zastraszeniu i próbach zniewolenia społeczeństwa. Połączenia telefoniczne z bliskimi w Ojczyźnie prawie niemożliwe, listy wędrują długo, przychodzą otwarte i ocenzurowane. Już trzeci rok przebywam poza krajem, bez możliwości odwiedzenia go. Z Ambasady otrzymuję wiadomość, że władze krajowe nie wyrażają zgody na wydanie mi paszportu. Bardzo mocno angażuję się w działalność społeczną i polityczną. Współorganizuję marsze, biorę udział w demonstracjach ulicznych przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.
Na zebraniu zarządu Stowarzyszenia Katolików Polskich w Niemczech dowiaduję się, po raz pierwszy o tym, że przebywa na terenie Niemiec twórca znanego powszechnie w Polsce ruchu oazowego Ks. Franciszek Blachnicki.
Jeszcze w Polsce zetknąłem się z Ruchem Światło-Życie, nigdy jednak bezpośrednio z jego założycielem i moderatorem. Bardzo zależało mi na tym, aby go spotkać, gdyż od kilku miesięcy prowadziłem (nie bez kłopotów) przy parafii w Essen grupę modlitewną dorosłych i młodzieży wykorzystując doświadczenia nabyte w „Beczce” Ojców Dominikanów, podczas studiów w Krakowie oraz w duszpasterstwie młodzieżowym najpierw u Ks. Kukli w Londynie, później u Ks. Śliwańskiego w Hamburgu.
Z prośbą o umożliwienie mi kontaktu z Ks. Blachnickim zwróciłem się do Ks. Bp-a Szczepana Wesołego – opiekuna emigracji, który wiedział już o naszej grupie, (przyjął nas u siebie w Rzymie i był regularnie informowany o naszej działalności). To właśnie Ks. Biskup wskazał mi Carlsberg jako miejsce, gdzie zatrzymał się Ks. Blachnicki i poradził nawiązać bezpośrednio kontakt. Napisałem zatem do Carlsbergu i już następnego dnia Ks. Blachnicki telefonicznie zaprosił mnie na spotkanie. Jadąc z moim przyjacielem – Staszkiem Gorczyca (uczestnikiem naszych spotkań młodzieżowych), zachwycony malowniczą trasą dojazdową. W Carlsbergu baz trudu odnajdujemy ośrodek „Marianum”, założony tu przed laty z myślą o polskich dzieciach, przez Polaków pracujących w amerykańskich oddziałach wartowniczych. Ośrodek od wielu miesięcy opuszczony przez ostatnich wychowanków, pozostawiony w dość krytycznym stanie: wybite szyby, obdarte tapety, pourywane umywalki, połamane krzesła i łóżka, kuchnia nieczynna, a kaplica również wymaga odnowienia.
Tymczasem spotykamy tu dwóch panów z emigracji wojennej.Po chwili zjawia się także ks. Blachnicki, wita nas serdecznie, przeprasza za spóźnienie, gdyż załatwiał akurat ważny telefon.
Rozglądam się jeszcze raz dookoła siebie, przypatrując się badawczo temu dziwnemu człowiekowi, z niedowierzaniem przecieram oczy i uszy, czy aby On z nas nie żartuje. Ale nie. Ten Ksiądz – Wizjoner oprowadza nas już po Ośrodku. Jeszcze raz szczegółowo objaśnia, co będzie tutaj w najbliższej i nieco dalszej przyszłości. Cóż z tego, że rzeczywistość tak bardzo odbiega od wizji, jaką przed nami roztacza, skoro mówi to z taką wiarą i przekonaniem, że nie sposób zwątpić i zaprzeczyć Jego słowom. Słucham z coraz większym entuzjazmem, jak gdyby ten przed chwilą poznany ksiądz zapalił we mnie ŚWIATŁO i oczami wyobraźni już także widzę ten pusty i zaniedbany obecnie ośrodek, pełnym gwaru, radości i życia i że wypełniają go po brzegi modlący się ludzie. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że dane mi jest spotkać wyjątkową Osobowość, zarówno w wymiarze intelektualnym jak i duchowym, obdarzoną nadzwyczajnym charyzmatem. Propozycję współpracy traktuję zatem jako zaszczyt i wyróżnienie. Ale czy mogę przyjąć? Czy jestem godzien? Czuję potrzebę i obowiązek wyznania wszystkich moich błędów, potknięć i słabości. Ks. Blachnicki w głębokim skupieniu i zadumie słucha mojego monologu – spowiedzi z kilku poprzednich lat mojego życia, obfitujących w nieoczekiwane zwroty i wydarzenia. Najpierw bardzo bolesne, tragiczne nawet, gdy nagle zawalił się mój cały dotychczasowy świat, gdy zostałem oszukany i zdradzony, gdy straciłem najbliższych i nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Inwigilacje służby bezpieczeństwa i moje dramatyczne decyzje o wyjeździe z Polski, w nieznane. Pobyt w Szwecji, Danii, Anglii i w Niemczech w poszukiwaniu od nowa celu i sensu życia. Nieudane próby wyjazdu na inny kontynent do pracy misyjnej. I odnajdywanie spokoju, równowagi w modlitwie, w codziennym obcowaniu z Pismem Świętym. Praca w wydawnictwie Veritas i udział w spotkaniach duszpasterskich w Londynie, Hamburgu i Essen przynoszą znów chwile radości i satysfakcji. Próbuję sam odczytać plan Boży względem mojego dalszego życia. Pełnię radości i szczęścia odnajduję w rodzinie, w pracy wychowawczej z dziećmi. Długo rozmawiam jeszcze z Ks. Blachnickim, a On ze zrozumieniem i miłością przyjmuje mnie takim jakim jestem, jak Ojciec. I od tego momentu już zawsze tak będę się do Niego zwracał, a nie tylko dlatego, że inni we Wspólnocie też tak się do Niego zwracają! Ojciec – bo przygarnął mnie grzesznego, jakim byłem, bo potraktował jak syna marnotrawnego.Rozmowę kontynuujemy w pobliskiej restauracji, przy obiedzie.
Żegnając się tego dnia z Ojcem Blachnickim wiedziałem, że wrócę tu za kilka dni z ekipą młodzieży, by zabrać się do malowania i tapetowania ośrodka, naprawienia kranów i przygotowania letniej oazy. Wiedziałem już, że zawsze będę tu wracał, jak do rodzinnego domu, jak do Ojca. On przecież liczy na nas wszystkich.
Kilka dni po marcowym spotkaniu z ks. Blachnickim ponownie jestem w Carlsbergu. Przywożę farby i tapety, rozmawiamy o koniecznych pracach renowacyjnych w Ośrodku. Ks. Blachnicki zaprasza mnie na spotkanie w dniach 17-18. kwiecień 1982 r. i apeluje bym na to spotkanie zaprosił byłych oazowiczów, animatorów Ruchu Światło-Życie i sympatyków, którzy zainteresowani byliby kontynuowaniem tej działalności na terenie Niemiec. Spotkanie było niezwykłym dla mnie przeżyciem. Poznałem zupełnie nieznanych sobie ludzi, którzy okazywali sobie wzajemnie serdeczność i sympatię. Wieczorne spotkanie w kaplicy przy modlitwie i piosenkach oazowych zapadlo mi gleboko w serce. Wiedzialem, ze nie skończy sie na tym jednym spotkaniu.
Ks. Blachnicki zebrał wszystkich następnego dnia w kręgu i pozwolił wypowiedzieć się na temat możliwości zorganizowania Oaz w Niemczech. Zdecydowana większość była sceptyczna do tego projektu. Argumentowali to tym, że sytuacja młodych ludzi w Niemczech jest zupełnie inna niż w Polsce i ta forma rekolekcji nie będzie tutaj atrakcyjna. Przekonywali również o dużych wpływach protestanckich w niemieckim Kościele, z czego wynikałaby konieczność zmiany programu oaz, w którym dominuje rys maryjny. Inni twierdzili, że Ośrodek w obecnym stanie absolutnie nie jest przygotowany do tego celu.
Po wysłuchaniu wszystkich obecnych ks. Blachnicki podziękował i stwierdził, że oazy odbędą się w najbliższe wakacje, nic nie będzie zmienione, a rys maryjny zostanie jeszcze bardziej uwypuklony dla podkreślenia ważności roli Maryj w Kościele. Jeśli w Niemczech jest z tym problem – tym bardziej musimy podjąć to wyzwanie.