Pierwsze miesiące mego pobytu w Niemczech. W niedzielę, 24 sierpnia 1980 roku przypadał dzień tradycyjnej pielgrzymki Polaków, zamieszkałych w Niemczech, do Hanoweru. Bardzo chciałem tam pojechać licząc na interesujące kontakty z rodakami, a przede wszystkim na rozmowę z bp Szczepanem Wesołym, opiekunem Duszpasterstwa Polskiego na Emigracji, którą obiecał mi ks. Jan Śliwański z Hamburga.
Ksiądz Biskup zgodził się na spotkanie i miałem okazję opowiedzieć mu o sobie, o okolicznościach, które spowodowały decyzję o emigracji z Kraju. Wspomniałem o moim zaangażowaniu w duszpasterstwie w dominikańskiej „Beczce” podczas moich studiów w Krakowie, oraz duszpasterstwie młodzieżowym u księdza Kukli w Londynie. Opowiedziałem o pracy w wydawnictwie „Veritas”, gdzie zajmowałem się między innymi rozsyłaniem książek i wydawnictw katolickich do środowisk polonijnych na całym świecie. Przedstawiłem swoje plany i marzenia związane z zamiarem pracy na misjach w Ameryce Południowej lub w Afryce, do czego wzywał podczas pielgrzymek na tych kontynentach Jan Paweł II.
Po wysłuchaniu mnie ks. biskup „wylał na moją rozgrzaną głowę kubeł zimnej wody” – jak pan sobie to wyobraża? Z czego pan będzie żył, kto będzie pana utrzymywał? Do pracy misyjnej wyjeżdżają księża i zakonnicy skierowani przez swych przełożonych i Zgromadzenia, które roztaczają nad nimi opiekę. Co pan tam będzie robił? Czcigodny księże Biskupie, skończyłem 33 lata i ponad rok jestem na emigracji. Wyjechałem z Polski z niewielkim plecakiem i małą sumą pieniędzy. Żyłem w Szwecji, Danii i Anglii, a od początku lutego tego roku w Niemczech. Nie miałem żadnych kontaktów, nikt się mną nie opiekował, nikt mnie nie wspierał, nikt nie pomagał. Nie żebrałem na ulicy, miałem zawsze dach nad głową, nie głodowałem. Zaufałem Panu Bogu i nie zawodzę się. Pragnę w dalszym ciągu ufać Opatrzności Bożej i robić to, do czego czuję powołanie. Chcę pomagać w pracy duszpasterskiej, wspomagać lekarzy w służbie sanitarnej, uczyć, a wreszcie także wykorzystywać ewentualnie swą wiedzę i doświadczenie zawodowe, jako inżynier technolog materiałów budowlanych i ceramicznych. Dla nikogo nie będę obciążeniem i niczego dla siebie nie wymagam, niczego nie oczekuję. Chcę służyć. Ksiądz Biskup spojrzał na zegarek, wziął mnie za ramiona i powtarzając kilkakrotnie „ducha nie gasić” zakończył audiencję. Byłem załamany. „Ducha nie gasić” – powiedział biskup, gasząc właśnie w tej chwili mój zapał i mojego ducha.
Uczestniczyłem w Mszy Świętej celebrowanej przez biskupa Wesołego w asyście wielu księży Polskiej Misji Katolickiej. Po Mszy Świętej i procesji odbyła się akademia maryjna w kościele. Duże wrażenie wywołało na mnie wystąpienie inż. Jana Szpondera, prezesa Stowarzyszenia Katolików Polskich w Niemczech. Pogratulowałem mu wystąpienia, krótko rozmawialiśmy i wymienili adresami. Już następnego dnia wysłał do mnie list zapraszając do współpracy w Stowarzyszeniu. Odpowiedziałem niezwłocznie, prosząc o deklarację członkowską. Tak rozpoczęła się moja intensywna współpraca ze Stowarzyszeniem.
Organizacja polskiego laikatu w Niemczech – Stowarzyszenie Polskich Katolików w Niemczech – „Polonia Semper Fidelis” została założona w dniu 22 listopada 1978 w Dortmundzie. Wcześniej w dniach 09-10 września 1978 r. w Münster miało miejsce spotkanie grupy inicjującej z bp. Szczepanem Wesołym. Głównym punktem programu SKP była aktywna służba idei Chrystusowej poprzez osobistą postawę godną miana Polaka Katolika, poznanie i pogłębienie wiedzy o nauce Kościoła oraz o procesach w nim zachodzących, oddziaływanie na środowisko polskie i obce w duchu miłości katolickiej i braterstwa poprzez szeroką akcję spotkaniowo-referatową, oświatową i informacyjną, reprezentowania spraw katolików polskich na zewnątrz oraz pielęgnowanie organicznej więzi z życiem Kościoła w Polsce i wspieranie ze wszystkich sił jego prac.
W skład pierwszego Zarządu wybrani zostali: prezes – inż. Jan Szponder (Moers), vice-prezes – inż. Witold Stański (Krefeld), sekretarz – inż. Anna Kaczmarek-Meller (Dortmund), skarbnik – Marek Walenta (Dortmund), członkowie: Kazimiera Długosz (Düsseldorf), Andrzej Wójcik (Münster). Od końca 1980 roku wchodziłem do kolejnych zarządów tego Stowarzyszenia, współredagowałem biuletyn ZNAK CZASU i pomagałem inż.Szponderowi w pracach związanych z pisaniem doktoratu. Studiowaliśmy wszak na tej samej uczelni AGH w Krakowie.
Tydzień po spotkaniu w Hannoverze, z kolegą Stasiem Gorczycą, decydujemy się pojechać na światowy zjazd Litwinów w Mannheim. Zaprasza nas mój sąsiad, Litwin z Rendsburga. Chcemy poznać naszych braci Litwinów, rozsypanych,jak my Polacy, po całym świecie.Wracamy ze zjazdu przygnębieni i rozgoryczeni. Były miłe powitania, spotkania i rozmowy do czasu, aż wyznaliśmy, że jesteśmy Polakami. Wszyscy stali się nagle wobec nas obcy i nieprzyjaźni. Zjazd odbywał się w budynku gimnazjum litewskiego. Zadajemy sobie pytania, dlaczego nie ma takich zjazdów Polaków, dlaczego Polacy, których jest tu znacznie więcej nie mają swojego gimnazjum.
W lipcu 1982 r. zakończyłem współpracę z organizacją Prezesa Szpondera po wymianie korespondencji.
Szanowny Panie Lis!
Dowiaduję się, że przed kilkunastu dniami odbyły się – czy odbyło się zebranie założycielskie grupy ks. Blachnickiego z udziałem tego ostatniego w Essen. Trudno mi zrozumieć powody, dla których przemilczał Pan tę imprezę w ostatniej rozmowie ze mną, relacjonującą o Pana poczynaniach i aktywnościach, do których zapewne i ta impreza należy. Nie sądzę, by – trywialnie mówiąc – chciał Pan mnie „nabrać”. Tak czy owak jest to postępowanie dość niezwykłe i bardzo symptomatycznie po swojemu bilansujące mój do Pana stosunek. Nie mogę powiedzieć, że jestem tym zaszokowany. Znajduję raczej potwierdzenia pewnego nagminnego niestety zjawiska w pewnych kołach. Nie jest to natomiast baza opartego na zaufaniu wzajemnym współżycia.
Z pozdrowieniem Dr. inż. Jan A. Szponder, 3.7.1982
I moja odpowiedź
Szanowny Panie Doktorze!
Otrzymałem właśnie Pański list z dn. 3.7.82 i poruszony zarówno treścią jak i stylem natychmiast przystępuję do odpowiedzi. Na życzenie Pana – zrelacjonowałem Państwu moje poczynania i aktywności w ostatnich dniach, poprzedzających nasze spotkanie. Obejmowały one mój kilkugodzinny pobyt w Carlsbergu w dn. 17.06. br. w związku z zebraniem założycielskim stowarzyszenia Prawda + Wyzwolenie oraz mą podróż i pobyt w ośrodku polonijnym w Bremen, Hamburgu, Randsbergu, Kilonii i Hanowerze (w dniach 18-20.06). Starałem się szczerze i uczciwie podzielić się z Państwem moimi wrażeniami, a także odczuciami i poglądami.
Całkiem możliwe, że nie wspomniałem przy tym o spotkaniu z udziałem Ks. Blachnickiego w Essen, o którym nota bene mógł Pan wiedzieć z relacji obecnych tam Państwa Horodeckich lub Rumińskich. Nie było to zebranie założycielskie grupy Ks. Blachnickiego, jak Pan pisze, jako że takowe miało miejsce kilkanaście dni później w Carlsbergu, o czym wspomniałem. Nie w wyniku moich poczynań i aktywności doszło do tego spotkania, zorganizowanego przez Państwo Piwarskich, na którym byłem jednym z zaproszonych w ostatniej chwili, gości. Nie było moim, ani niczyim zamiarem robić z tego spotkania tajemnicy, a jeżeli o nim nie wspomniałem, to wyłącznie przez zapomnienie. Na tej podstawie robi mi Pan zarzut o świadome przemilczenia, sugerując jakobym chciał Pana „nabrać”. Jednocześnie poddaje Pan w wątpliwość bazę naszego wzajemnego, opartego na zaufaniu, współżycia oceniając moje postępowanie względem Pana jako „niezwykłe” i po swojemu bardzo symptomatyczne i znajdując potwierdzenie „pewnego nagminnego niestety zjawiska w pewnych kołach”
Nie rozumiem tych zarzutów, a Pańską oceną czuję się dotknięty i skrzywdzony.
Nie zmienia to, bynajmniej, mojego do Państwa stosunku, opartego na bazie głębokiej wdzięczności i szczerego szacunku. Jednocześnie pragnę zapewnić, że nadal, tak jak dotychczas niejednokrotnie mi się zdarzało, bronił będę Pańskiego dobrego imienia przed tendencyjnymi i niesłusznymi zarzutami podkreślając niebanalne zasługi i osiągnięcia, a także nadal pragnę krzewić w polskich środowiskach ideę naszego Stowarzyszenia „Polonia Semper Fidelis”.
Z poważaniem Cezary J. Lis, 5.07.1982
Sylwetka dr inż.J.A.Szpondera
Jan Andrzej Szponder (1920-1990) w latach okupacji II wojny światowej działał w konspiracyjnym Stronnictwie Narodowym (SN). W okolicach Liszek i Krzeszowic tworzył oddziały Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW). Posługiwał się fałszywym nazwiskiem „Jan Starczyński”. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski zawiesił działalność, lecz nie zerwał kontaktów z działaczami SN. Jak podaje ks. Przemysław Mardyła w książce „Opór społeczny i konspiracja proweniencji narodowej na terenie Skawiny w latach 1945-1958” (2017) Jan Szponder z Liszek pseudonim: „Janusz”, „Warta”, „Gradyw” – były żołnierz AK – oraz ks. Józef Lelito ps. „Szymon” zaproponowali wiosną 1946 r. młodzieży męskiej zrzeszonej w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej włączenie się do działalności konspiracyjnej mającej na celu walkę z komunistycznym rządem i partią. Jan Szponder, student AGH w Krakowie, pełnił funkcję szefa Wydziału Organizacyjnego Okręgu Krakowskiego Narodowej Organizacji Wojskowej, nadzorował tworzenie struktur NOW w Skawinie i powiecie krakowskim. Był kierownikiem wydziału łączności i dywersji. W listopadzie 1946 r. grupa liczyła 51 osób. J. Szponder w 1949 r. podczas praktyki studenckiej na Śląsku, osaczony przez UB i zmuszony do podpisania zgody na współpracę agenturalną zdecydował się na ucieczkę do Niemiec Zachodnich (pomógł mu zbiec Kazimierz Tychota), gdzie podjął pracę w placówce „Południe” Wydziału Krajowego emigracyjnej Rady Politycznej SN. W Liszkach pozostała jego rodzina i narzeczona. UB aresztowało jego kolegów. W Niemczech skontaktował się z emigracyjnym Stronnictwem Narodowym, pozostającym w opozycji wobec prezydenta RP na uchodźstwie. To Stronnictwo w Republice Federalnej Niemiec (RFN) w Bergu koło Monachium powołało Radę Polityczną, która wyłoniła Wydział Wykonawczy – odpowiednik rządu. Osobą odpowiedzialną za sprawy krajowe był Edward Sojka. 19 listopada 1952 roku UB otoczyło Liszki i aresztowało rodzinę Jana Szpondra, jego kolegów, rodzinę Rospond. Rozkaz aresztowania wydał Józef Różański, oficer NKWD z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Aresztowanie ks. Lelity pod zarzutem istnienia siatki szpiegowskiej dało możliwość uderzenia UB w Kurię Metropolitalną w Krakowie, gdzie przeprowadzone rewizję i aresztowano notariuszy: ks. Wita Brzyckiego i ks. Jana Pochopienia, z którymi kontaktował się ks. Lelito. W dniach od 21 do 27. 01. 1953 r., w Krakowie w hali fabrycznej Zakładów im. Szadkowskiego na Grzegórzkach odbył się proces pokazowy Kurii Krakowskiej. Sąd ogłosił wyrok skazując ks. J. Lelitę, E. Chachlicę, M. Kowalika na karę śmierci, ks. F. Szymonka na dożywocie, ks. Modesta Wita Brzyckiego na 15 lat więzienia, ks. Jana Pochopienia na 8 lat, Stefanię Rospond, siostrę J. Szpondera na 6 lat. Wyroków śmierci nie wykonano – decyzją Rady Państwa z 18. VIII. 1953 r. zamieniono je na karę dożywotniego więzienia.
Jan Szponder w NRF ukończył studia inżynierskie w zakresie górnictwa. W 1982 r. obronił doktorat. Ożenił się ze Stefanią Daszkiewicz – nie mieli dzieci. Zmarł 27. 07.1990 r. w Niemczech – spoczywa na cmentarzu w Moers, chociaż marzył by być pogrzebanym w Liszkach.