Refleksje dotyczące mojej mamy, które spisałem w 80-tą rocznicę jej urodzin, w 2001 roku.

Mama Lucyna Julia z Łazowskich – Lisowa urodziła się 16 grudnia 1921r. w Kobielach Wielkich, wsi w pobliżu Radomska i była niezwykle z tego dumna. W tej samej wiosce, nieco wcześniej, urodził się laureat nagrody Nobla, wielki pisarz, Władysław Reymont . Piękną polszczyzną zapisany „Wypis Aktu Urodzenia” mojej mamy- zachował się w dokumentach  rodzinnych. Ojciec Mamy, a mój dziadek Józef Łazowski był  cenionym i szanowanym na tym terenie nauczycielem, kierownikiem szkoły. Mamie bliskie było pisarstwo Reymonta, szczególnie „Chłopi”, opisujące przecież tamte strony i zwyczaje tego ludu, które i Mamie były bliskie.

                   Miłość i sentyment do rodzinnych stron udało się naszej Mamie zaszczepić w nas, dzieciach. I mnie również stały się bliskie te strony związane z jej dzieciństwem i młodością. Stąd, z największą przyjemnością odwiedzałem Radomsko, Kobiele, Kłomnice, Widzów, Kruszynę, gdzie na starym cmentarzu, spoczywają rodzice mojej Mamy. Najprzyjemniej jest jechać w tamte strony z Mamą, która ma ciągle wiele wspomnień z dzieciństwa, a nierzadko dochodzi do ciekawych spotkań z ludźmi, których pamięta i którzy Ją pamiętają. A pamiętają ludzie Mamę z jak najlepszej strony. Ponieważ Mama ma do ludzi wiele sympatii i szacunku – Ją od nich spotyka to samo. Chyba nigdy i nigdzie nie miała wrogów.

Czego nauczyłem się od Mamy? Bardzo wielu rzeczy, właściwie, wszystkiego, co w życiu najważniejsze. A więc – światopoglądu – systemu wartości, stosunku do Boga i do ludzi. Wieczorami Mama klękała i odmawiała pacierz, a w niedzielę posyłała nas do kościoła. Sama nigdy też nie opuszczała Mszy Św. Z rozrzewnieniem wspominam też, kiedy zabierała mnie na wieczorne nabożeństwa majowe. Ale Mama uczyła też nas miłości do ludzi. Do wszystkich ludzi, a szczególnie tych najbiedniejszych, skrzywdzonych. Pamiętam, że przychodzili do nas różni biedni ludzie z prośbą o napisanie podania, czy załatwienie jakiejś sprawy, przynosząc w zawiniątku parę jajek. Mama okazywała im zawsze wiele zrozumienia, szacunku, grzeczności – nie odmawiając pomocy i broniąc się przed zapłatą w postaci tychże „ jajków”. Opowiadała nam różne historie o wielu spotykanych ludziach, zawsze mówiąc o nich z życzliwością, humorem. Bardzo wiele miłości miała dla wszystkich swych najbliższych. Po stracie Rodziców, którzy zmarli m;odo w wieku 44 i 51 lat, bardzo zacieśniły się więzy z rodzeństwem. Częste wizyty nasze u Jej braci w Warszawie i Małogoszczy, albo odwiedziny wujków u nas były wielkim świętem, radosnym, pogodnym, pełnym wesołości i rodzinnej harmonii. Z wielką atencją i równie serdecznie miała w zwyczaju traktować ludzi starszych i w podeszłym wieku, doświadczonych życiowo. I to zarówno tych przypadkowo spotykanych, jak również z najbliższej rodziny. A dla młodszych z kolei, miała wiele wyrozumiałości, tolerancji, życzliwych porad.  Podziwu godna jest również wielka przyjaźń z koleżanką z dzieciństwa Władą Borwańską – Woch z Widzowa. Całe życie okazywały sobie tyle serdeczności, ciepła, wzajemnej troski, że należałoby wszystkim życzyć takich przyjaźni. Zresztą, w przyjaźniach pozostawała wierna i lojalna na całe życie, co mogłoby potwierdzić wiele innych osób.

Mama jest osobą bardzo skromną. Tak była wychowana i tak starała się wychować dzieci. Nigdy dla siebie nie pragnęła luksusu. Zawsze oszczędzała, odmawiała sobie wielu rzeczy. Wolała iść pieszo, lub wystawać na przystankach, niż  pojechać taksówką. Nie uznawała niepotrzebnego wydawania pieniędzy na rzeczy, wg Niej zbędne. Była i jest jednocześnie osobą bardzo praktyczną. Potrafi dostosować się do każdej sytuacji i radzić sobie również w ekstremalnych warunkach.

Podziwu godny jest patriotyzm Mamy i Jej zaangażowanie w sprawy bieżącej polityki, sporów partyjnych i rozgrywek politycznych we współczesnej Polsce. W czasach przemian politycznych, podobnie jak wszyscy uczciwi ludzie, opowiedziała się po stronie „Solidarności”. I temu wyborowi pozostała wierna, w przeciwieństwie do wielu uczestników sceny politycznej, zmieniających sympatie i przynależność partyjną. Nie mają szans na pozyskanie sympatii u Mamy ludzie fałszywi, zakłamani, gracze polityczni, zmieniający opcje i koalicje, a także ci, którzy Ją zawiedli, rozczarowali.

Była i jest wspaniałym, cudownym  CZŁOWIEKIEM. Dobrą, wierną i oddaną żoną, opiekuńczą, troszczącą się całe życie o swe dzieci matką i ciepłą, dobrą, wyrozumiałą, kochaną przez wszystkich babcią i prababcią. Myśli stale z troską o całej Rodzinie i cała rodzina gorąco Ją kocha, życząc  100-lat.

Od 1999r. Lucyna mieszkała wraz z synem, Maćkiem w zakupionym przez Cezarego mieszkaniu na osiedlu Dziekana w Czeladzi. W 2003r, porządkując życie doczesne, decyduje się na wymianę pomników na grobach męża Zdzisława w Katowicach i swoich rodziców w Kruszynie.

W maju cieszyła się jeszcze z narodzin prawnuka Kamila, a w końcu października 2003 poddaje się w szpitalu w Bytomiu kolejnej operacji. Tym razem usunięcia tarczycy. Wyniki biopsji były przerażające, liczne przerzuty złośliwego raka. Zmarła godz.. 16-tej 30.03.2004 w szpitalu w Będzinie. W mieście, gdzie chodziła do Szkoły Handlowej i gdzie miała tyle pięknych wspomnień z młodości.

Dobremu Bogu zawdzięczam, że wraz z córką Julią,  mogłem towarzyszyć Jej do ostatnich chwil życia. Dnia 3.04.2004 w otoczeniu licznej rodziny, sąsiadów i znajomych została pochowana obok męża, na cmentarzu w Katowicach. (Dokładnie cztera lata później w tym ww mieszkaniu w Czeladzi zmarł nagle mój 62-letni brat Maciek, kiedy przyjechaliśmy do niego z wizytą, z mym synen Janem Jakubem z Ahaus)

 

KWIECIEŃ – ranek, niebo czyste

Kosy zanoszą się śpiewem

Idziesz w sukni kwiecistej

A Zdzichu czeka pod drzewem

 

         Wiatr Twoje włosy rozplata

          Idziesz promienna, spokojna.

          I zwrócone są lata, które zabrała Wam wojna.

 

GRUDZIEŃ – zmierzch, śnieg się iskrzy

Już pierwsza gwiazdka świeci.

Przy Tobie krąg najbliższych,

Prawnuki, wnuki, dzieci.

 

          A wszystko to Pan obrzeży

          Tęczy świetlistej ramą.

          Takie Ci się należy,

          Tak widzę Twe niebo…       MAMO.

 

Moja 21 letnia wtedy, kochana Córeczka Julia, napisała spontanicznie kilka pięknych, wzruszających wierszy poświęconych Babci,w dniu kiedy Babcia odeszła. Oto dwa z nich: 

Przez łzy 

Przez łzy jak przez mgłę wpatrując

W zapadający za oknem zmierzch

Myślę o Tobie wciąż

Na pewno o tym wiesz

 

Na pewno patrzysz tam, hen z zaświatów

I widzisz tutaj nasz płacz

I pewno uśmiechasz się tam z lekka

I chcesz powiedzieć: „Nie martwcie się”

 

Ty tam przechadzasz się wśród ogrodów

Wśród śpiewu ptaków i aniołów

A tylko nam samotnym tu źle

 

Czekasz tam na nas cierpliwie

Gdzie czas pozbawiony jest władzy

Dla Ciebie to już tylko chwilę …

A tylko dla nas wieki całe.

 

Nic już, jak było

Nic już jak było nie będzie

W Twych oczach tego błysku:

„Dziękuję, że przyjechałaś, Juliśku”

 

Nic już jak było nie będzie

Bo przecież nie zasiądziemy już za kuchennym stołem

I nie będziesz już siekać jarzyn

I o serialach mi opowiadać

 

Nic już jak było nie będzie

Bo Tobie ja już nie opowiem

O troskach małych i wielkich

I nie usłyszę Twej rady.

 

Nic już jak było nie będzie

Gdy Ciebie nie będzie z nami.

 

Byłaś mi Polską, Babciu

Bo Polska to był Twój uśmiech

Bo Polska to uścisk Twój na powitanie

Polska to przyjazd do Ciebie

I długie z Tobą rozmowy

 

Polska to ciepło Twych oczu

Polska to Twoja radość i troska i duma

Polska to Twoje wspomnienia

Polska to wojna w odbiciu Twego cierpienia

 

Polska to opowieści Twoje

I wyraz Twojego spojrzenia

I troska o innych do ostatniej chwili

 

Polską mi byłaś, Babciu …

I czymże mi teraz będzie

Polska……. ?…, bez Ciebie ?

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *