Zanim zacząłem wydawać książki o partyzantach, napisałem Sagę o swojej Rodzinie. Zabrało mi to wiele lat i powstało obszerne opracowanie. Z tej sagi pragnę tu przybliżyć postać mego ojca, Zdzisława. Ojcem nazywałem jeszcze w swym życiu dwie osoby: Jana Pawła II i Ks.Franciszka Blachnickiego. Nie tylko tak się do Nich zwracałem – ale traktowałem Ich też, jak własnego Ojca – z miłością, wielkim szacunkiem i zaufaniem. Wszyscy trzej wywarli duży wpływ na moje życie i charakter.
Mój biologiczny ojciec Zdzisław Michał Lis urodził się 14.06. 1919 r. w Kolnie. Jego ojciec Jan pracował tam wtedy w Akcyzie ( Urząd Celny ), za Ostrołęką. Potem wrócili do rodzinnej Dąbrowy Górniczej.
Bardzo kochali się z młodszym bratem, Cyprianem. Gdy, kiedyś, Cyprek z Oleńką, młodsze rodzeństwo, pojechali z Mamą, Marią na letnisko do rodziny Sewerynów w Czajowicach k.Ojcowa, zjawił się tam po kilku dniach Zdzisiek, który dotarł na piechotę z Zagórza – tak tęsknił….Miał wtedy 10 lat. Na drugi dzień, pokazał się, zaniepokojony nieobecnością Zdzicha, ojciec Jan. Chodził do Państwowego Gimnazjum im. Wyspiańskiego w Sosnowcu. Rodzeństwo, Cyprek i Oleńka do prywatnych szkół. Zdzisiek za dobre wyniki został zwolniony z opłat czesnego.
Czarnego, szczupłego gimnazjalistę o płonących oczach, ubranego w granatową koszulę w białe grochy, z gimnazjalną czapką na głowie – ujrzała Lucyna Łazowska, uczennica Handlówki, mieszkająca niedaleko, na stancji u cioci Julii Mogaczewskiej. Lucyna też zrobiła duże wrażenie na Zdzichu. Przestawał tam coraz częściej, by znów ją spotkać, a swe przeżycia spisywał w prowadzonym pamiętniku. Zobaczył pierwszy raz Lusię ze swym starszym kolegą z gimnazjum, Edkiem. Zaoferował się wtedy, że dostarczy od niego list do tej dziewczyny. Znalazł w ten sposób pretekst, by zaczepić Lusię i zacząć z nią rozmowę. Tak się poznali…
Niedługo potem wybuchła wojna. Zdzisiek ukończył właśnie siódmą klasę Gimnazjum. W 1940 r. ujęty w Sosnowcu przez Niemców w ulicznej łapance, wywieziony został do przymusowej pracy, do fabryki zbrojeniowej w Eberswalde k.Berlina. Uciekł stamtąd za drugim razem. Pierwszy raz, złapany szybko na dworcu w Eberswalde, wydany przez młodą Niemkę z rowerem. Wcześniej spytał ją tylko o drogę na dworzec. Drugi raz uciekając, jechał w przedziale „ Nur für Deutsche” . Do jego przedziału dosiadł niemiecki oficer w mundurze. Dzięki towarzystwu oficera bez przeszkód przejechał granicę i dotarł do domu 11.11.1941r.
Po powrocie musiał się ukrywać. Pojechał do G.G. do Kielc, odszukując starszego brata Jurka , który pod fałszywym nazwiskiem Wieczorek pracował, jako magazynier w Fabryce Marmurów w Kielcach, gdzie został zatrudniony jako kontroler robót. Była straszna bieda i mama Lisowa przysyłała im z Dąbrowy ziemniaki. Zdzisiek, który nie miał talentów kulinarnych, z ziemniaków, mąki i wody robił papkę, podgrzewał i stanowiło to ich posiłek. Następnie Jurek skierował go do swego znajomego ze studiów, Stradowskiego, do Chmielnika.
Zdzisiek pracował w restauracji i przebywał tam pod fałszywym nazwiskiem jako Franciszek Ząbek. Pewnego razu, bywalec restauracji, Niemiec , ostrzegł go, że znają już jego prawdziwe nazwisko i przeszłość. Na ukradzionym rowerze (choć nie umiał jeździć), uciekł przed aresztowaniem z Chmielnika do brata Jurka, który w tym czasie z żoną Lucyną i siostrą Oleńką, ukrywał się w Otoli u rodziny Grabowskich.
W 1942r. Zdzisiek wysłał kartkę do Lucyny z kieleckiego – na adres Huty Drewnianej, bo taki znał, o treści: „ Być może, że założyłaś już na palec obrączkę, ale coś mi mówi, że, nie…Jeśli mam rację, odpisz…” I nawiązali kontakt korespondencyjny. Po ucieczce z Chmielnika przyjechał do niej, do Widzowa. Przyjeżdżał potem częściej, aż w końcu 1944r. zatrudnił się, dzieki znajomościom Józefa Łazowskiego, ojca Lusi (w dalszym ciągu pod fałszywym nazwiskiem Franciszek Ząbek) przy pracach na torach kolejowych prowadzonych przez przedsiębiorstwo z siedzibą w Sosnowcu – w związku z czym mógł bezpieczniej przekraczać granicę, jeżdżąc między Sosnowcem a Widzowem.
13.02 1945r. ożenił się z Lucyną Łazowską i zamieszkał u jej rodziców w Widzowie. Pragnieniem J.Łazowskiego było, by zięć został nauczycielem, w związku z czym uczęszczał na kurs pedagogiczny w Radomsku. Od września 1945r. do czerwca 1948r. z pomocą brata Jurka otworzył a następnie wspólnie z Lusią prowadzili samodzielnie Księgarnię „Światowid” w Dąbrowie G. przy ul. Kościuszki 3. W tym samym czasie brat Jurek prowadził renomowaną Księgarnię przy ul. Sienkiewicza.
Od lipca 1948 pracuje w Banku Gospodarstwa Spółdzielczego w Sosnowcu. Od stycznia 1950r. rozpoczyna pracę w Centralnym Zarządzie Budowy Zakładów Chemicznych – Zjednoczeniu MONTOCHEM w Gliwicach przy ul. Zwycięstwa 19. Pełni funkcję kierownika działu finansowego, przenosząc się w międzyczasie do podległych Zakładów w Bierawie k. Kędzierzyna.
W kwietniu 1952r. z powodu bardzo trudnych warunków materialno-bytowych wraz z żona i dwoma synami przenosi się do Przyrowa k. Częstochowy, gdzie jako dentysta zaczął już wcześniej pracę brat Lusi Tadeusz Łazowski. Zostaje zatrudniony w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska – najpierw jako kontroler wewnętrzny a następnie od 1957r. jako zastępca głównego księgowego.
Za namową mieszkających w Sierszy Świeców (siostra i szwagier) podejmuje następnie pracę w ZSO-Górka w Trzebini, w księgowości. W połowie 1961r. przenosi się tam z Przyrowa cała rodzina, zamieszkując w nowym otrzymanym z Zakładu mieszkaniu w bloku przy ul. 24 stycznia 52/5. Lucyna podejmuje wkrótce pracę w Elektrowni Siersza, a syn Cezary rozpoczyna naukę w LO Siersza.
Pracując w ZSO-Górka zostaje, ze względu na stan zdrowia, oddelegowany w latach 1967-69 na stanowisko kierownika zakładowego domu wczasowego „Górka” w Parku Dolnym w Szczawnicy. W połowie 1972r. ze względu na pogarszający się stan zdrowia przechodzi na rentę. Żona Lucyna pracuje nadal w Elektrowni Siersza II aż do emerytury 1978r.
Był uroczym kompanem do towarzystwa: szarmancki, elegancki, rozmowny, dowcipny, lubił opowiadać kawały i śpiewać. Rodzinny, wspaniałomyślny, wyrozumiały i kompromisowy. Bardzo wysoko cenił i świetnie czuł się w towarzystwie ludzi inteligentnych, obdarzonych poczuciem humoru. Jednocześnie wzruszały go nieszczęście innych, krzywda i niesprawiedliwość.
Umiera 7 stycznia 1986w szpitalu w Katowicach – Janowie i zostaje pochowany na cmentarzu w Katowicach – Józefowcu. (Rok później 27.02.1987 zmarł nagle w Carlsbergu ks.F.Blachnicki). Mama Lucyna zmarła 30.03.2004, a rok później „odszedł do Domu Ojca” – Jan Paweł II.
Przytaczam jeszcze dwa charakterystyczne listy, wysłane w okresie okupacji przez mojego dziadka Jana, do ojca Zdzisława. Do ukrywających się przed okupantem Zdsiśka i Jurka oraz do syna przedstawiającego narzeczoną.
Kochani Moi Synowie!
Sporo czasu upłynęło, jak okoliczności towarzyszące zdradzieckiej wojnie, zmusiły Was do opuszczenia domu rodzicielskiego pod obcy dach, narażając Was na poniewierkę, tułaczkę i zmaganie się z okrutnym i nieubłaganym losem życia. Zdaje mi się, że boleść duchowa i cierpienia fizyczne odbierają Wam animusz, a opanowana opieszałość zrządziła, że rzadko, potem rzadziej aż obecnie z przeciągłą odwlekłością słabo i blado dajecie wiadomości o sobie. Lub też młodość i małe doświadczenie życiowe, tudzież przykre przejścia chamują poloty młodości i wprowadzają Was w zwątpienie i niepokój o jasną przyszłość. Kochani moi Synowie! Odrzućcież przeto gnębiące myśli, przyobleczcie pancerz wiary i nadziei, wgłąbcie się całą duszą i sercem w historję dziejów, obudźcie w sobie pobudki naszej pięknej tradycji sięgnijcie pamięcią do wspomnień minionej przeszłości, a w cieniu tych wspomnień dojrzycie zapewne polskie cnoty: męstwa i chwały, blask naszej kultury, ostoje i przedmurze chrześcijaństwa, a także blaski promieniujące na całą Europę. Zwróćcie się pamięcią do naszego mistrza słowa, wieszcza Narodu, który woła do młodych jak wasze serca: Młodości, orla twych lotów potęga I jako piorun twe ramie.
Niechaj te natchnione słowa przywodzą Wam otuchę i pokrzepienie do wytrwania, niechaj dodadzą Wam wiary w moc swą, niechaj ożywią w Was wiarę w jasną przyszłość, a pamięć na ojcowską troskę, tkliwość i baczenie niechaj Wam przyświeca na drodze Kalwaryjskiej jaką nam wszystkim narzuciła obca przemoc. A więc z pogodnym czołem z wiarą w sercu z miłością w duszy oczekujmy czasu bowiem on zrobi wszystko, ukoi ból i cierpienia puści w niepamięć przykrości i rozpacz i nie pozwoli byśmy zginęli. Bowiem minione trzechlecie naszej tragedji, zmaganie się z zachłannością i zaciekłością fanatyzmu musi uledz Sprawiedliwości dziejowej i świat, a raczej ludzkość tego świata odnajdzie siebie. A fałsz i obłuda załamie się w łasce Boskiej Mocy.
Przypatrzcie się na mnie, mimo, że z boleścią serca patrzę na codzienne udręki jakie się mnożą od pewnego czasu, mimo że ulicą głuchą i nie swoją, bo obcy zagnieździli się na ziemi ojców naszych, mimo okropnych już warunków pracy i obejścia się, mimo kiepskiego odżywiania i chociaż siły żywotne często niedopisują , boć przecież już 5 dziesiątek wrzuciłem w otmęty wieku to jednak z ufnością patrzę w przyszłość i staram się zachować młodość ducha i ani na jotę nie wątpię, że jeszcze ujrzę i przejdę przez labirynt udręki i mąk do błogosławionej drogi Wolności i Pokoju.
W domu wszystko jak zwykle. Mocno Was ściskam i całuję. Wasz ojciec.
Dąbrowa Górnicza, 1942r.
Kochany Zdziśku !
Dwa listy dziś otrzymaliśmy od Ciebie, pierwszy datowany 1 .b.m., drugi z odcinkiem gazety zawierającej banknot, za oba składamy ci podziękowania, a zwłaszcza za pierwszy, który niezmiernie nas ucieszył a mnie w szczególności iżeś nie stracił szansy na lepsze jutro i stoisz niezachwianie w przekonaniu, że nadejdzie chwila odzyskania utraconego szczęścia jakim jest wolność ducha zamykająca się w wielkim słowie Ojczyzna. Napominasz na wstępie a raczej uskarżasz się, że bolały Cię słowa mojego ostatniego listu, otóż mój drogi! Nie miej tego za złe boć moim ojcowskim nakazem jest zawsze ci wskazywać i przypominać o obowiązkach człowieczeństwa i obywatelskich względem Kraju i Społeczeństwa bo nieraz zapalne temperamenty młodzieńcze zwłaszcza w dzisiejszym chaosie i niepokoju łatwo mogą zboczyć z drogi prawdy na manowce zniechęcenia i utraty wiary w świętość sprawy ojczystej. Ale dajmy dziś spokój tym przypomnieniom, a zacznijmy z naszej strony która również jest ważną i godną wielkiego zastanowienia. Mam tu na uwadze twoje narzeczeństwo i zamiary. Z przysłanej nam fotografii twej wybranki owszem podoba się ogólnie wszystkim ta czarnulka. Dla mnie mój drogi każda młodość jest piękna bo cóż dla takiego jako ja przewędrowałem z górą pół wieku po dręczącej życia drodze może być piękniejszego nad młodość, przytem z doświadczenia wiem, że w Dąbrowie podoba się jedna, w Będzinie widziałem ładniejszą, w Sosnowcu spotkałem piękną, w Częstochowie ujrzałem cudną, w Warszawie śliczną, za granicą podobno są miłe a już za oceanem to naprawdę bóstwa i to tak jak mówi przysłowie: czem dalej w las, tym więcej drzew. I ta z fotografii nie brzydka więc jeśli podoba Ci się to chyba śliczna. Co się tyczy dalszych twych zamiarów względem Niej to w myśl prawa prywatnego i kościelnego jesteś dorosłym mężczyzną a więc ja oponować nie mogę zaś w zupełności wtrącać co grubo podkreślam czy biedna czy bogata bo nawet najwięksi filozofi obecnych czasów nie umieją odpowiedzieć czy bogactwo czy ubóstwo złączonych obrączką istot daje szczęście i spokój w pożyciu. Ale ponad wszystkie wywody tak lutnie dla mnie przeżytego czasu przypomina mi się nasza kochana polska piosenka:
„Chłopcy moi chłopcy nie szukajcie złota
Lecz się tam udajcie gdzie prawdziwa cnota.
Uroda się straci, a pieniądz przeminie
Lecz cnota zostanie w prawdziwej dziewczynie”
Otóż ta przytoczona piosenka niech mówi za mnie. Mojem wskazaniem jest tylko to byś wyszukał u swej wybranki piękna życia t.j tych zalet cichości, pokory i zrozumienia znaczenia żony i małżeństwa. Sądzę ze tych cnót powinieneś umieć dostrzec bo biada gdybyś je przeoczył albowiem co związane zostanie na ziemi nie zostanie rozwiązane aż w niebie. I tu leży całe sedno rzeczy nad którą warto umysł wysilić, Chciej mi wierzyć a wierzyć mi musisz bo przemawia do Ciebie nie kolega nie przyjaciel którego w biedzie poznaje się ale mówi do Ciebie ojciec który Cię kocha prawdziwą ojcowską miłością, serce które tęskniąc za Wami, bolejąc na Waszym wygnaniem myśląc z troską o Waszej przyszłości zostało przez to powiększone a więc tym wielkim sercem ojcowskim wskazuje Ci drogę, którą masz kroczyć. To Ci tylko mogę powiedzieć szturmując do Twego rozumu i zastanowienia, a uważam że dojrzałeś już do tego byś mógł odróżnić piękno od brzydoty, dobro od zła, prawdę od kłamstwa, obłudę od rzeczywistości. Życzę ci szczęścia w przedsięwzięciu i zamiarach mocno cię całuję i narzeczoną Twoją.
Ojciec
Dąbrowa Górnicza ……1943