Ze smutkiem informujemy, że dziś, 17 marca 2021, w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Łodzi zmarł ks. prał. Adam Myszkowski, proboszcz parafii w Wielkiej Woli – Paradyżu i dziekan dekanatu żarnowskiego —poinformowano w środę na oficjalnej stronie diecezji radomskiej.

Jak informuje diecezja, na początku marca duchowny został ciężko pobity. W następstwie odniesionych ran był operowany. Przez dwa tygodnie pobytu na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi nie odzyskał przytomności.

Zarzut usiłowania zabójstwa księdza postawiła prokuratura 47-latkowi, który zaatakował proboszcza. Zatrzymanemu przez policję mężczyźnie grozi kara nawet dożywotniego więzienia.

Do napaści na kustosza Sanktuarium w Paradyżu doszło na początku marca. Policjanci zostali wówczas powiadomieni o poważnych obrażeniach ciała, w tym głowy, jakich doznał 69-letni ksiądz, wieloletni proboszcz paradyskiej parafii. Duchowny miał zostać zaatakowany przez nieznanego sprawcę, kiedy zamykał bramę na plebanię

Ks. prał. Adam Myszkowski urodził się 18 grudnia 1952 roku w Radoszycach. Pochodzi z parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Radoszycach. Wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu w 1971 roku. W czasie formacji seminaryjnej odbył dwa lata obowiązkowej służby wojskowej w kompanii kleryckiej w Szczecinie-Podjuchach. Święcenia kapłańskie otrzymał 3 czerwca 1978 roku z rąk Sł. Bożego bp. Piotra Gołębiowskiego. Jako wikariusz był duszpasterzem w Brzeźnicy (1978-1980), Jastrzębiu koło Wierzbicy (1980-1988) i w parafia pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Starachowicach (1988-1992). W 1992 roku został proboszczem parafii w Wielkiej Woli – Paradyżu, zastępując ks. prał. Izydora Papiera oraz kustoszem Sanktuarium Chrystusa Cierniem Koronowanego oraz Krwi Zbawiciela. Od roku 2000 był dziekanem dekanatu żarnowskiego. W grudniu 2002 r. został kanonikiem honorowym Kapituły Świętego Bartłomieja w Opocznie, a w 2008 r. otrzymał godność kapelana honorowego Jego Świątobliwości (tytuł prałata).  (Z informacji PAP)

To bardzo smutne i przywołuje, jak najgorsze skojarzenia z okresu powojennego. Będę zatem w kolejnych wpisach przypominał, jak władze komunistyczne traktowały kapłanów w czasach PRL.

Z danych Stolicy Apostolskiej z połowy 1949 r. wynika, że w krajach bloku wschodniego śmiercią gwałtowną zginęło 246 biskupów i kapłanów, 404 deportowano na Syberię, 1065 znalazło się w więzieniu, a 585 zaginęło bez śladu. W Polsce do 1953 r. 9 biskupów usunięto z diecezji lub aresztowano i osadzono w więzieniu, 37 księży zabito, 260 zmarło lub zaginęło, 350 zesłano, 700 przebywało w więzieniu, a 900 wygnano. Do tego należy doliczyć straty duchowieństwa zakonnego: 54 zabitych, 200 zesłanych, 170 uwięzionych, 300 wygnanych. Niewiarygodne i śmieszne są dane SB, które mówią, iż w latach 1945-1953 aresztowano lub skazano w sądach PRL jedynie 293 księży.

W liczbie kapłanów zamordowanych w więzieniu jest ks. dr Piotr Oborski, proboszcz z Wolbromia. Urodził się 10 lutego 1907 r. w Jastrzębcu k. Stopnicy w obecnym woj. świętokrzyskim. Święcenia kapłańskie przyjął w 1931 r. Pracował jako wikariusz w parafiach w Sułoszowie, Miechowie, Kijach. W 1935 r. rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim, które ukończył w 1938 r. Rok później obronił pracę doktorską na Wydziale Teologicznym UW. Ksiądz Oborski był popularny nie tylko wśród młodzieży szkolnej. Parafianie dostrzegli w nim światłego kapłana i wielkiego patriotę. Odważnie mówił o prowadzonej w PRL walce z religią, o ateizacji narzucanej w nauczaniu i wychowaniu szkolnym. Ukazywał szkody, jakie niesie komunizm dla Narodu Polskiego. Wkrótce po przybyciu do Wolbromia, bez zgody władz, urządził procesję religijną po ulicach miasta w uroczystość Chrystusa Króla.

W 1948 r. w Wolbromiu powstała tajna organizacja pod nazwą Armia Podziemna (AP). Podobne organizacje powstawały w innych miastach, gdzie żywe były tradycje niepodległościowe, akowskie. Ta antykomunistyczna, na wzór wojskowy zorganizowana konspiracja zdobywała coraz większą popularność i poparcie w społeczeństwie. W krótkim czasie należało do niej około 80 osób, uczniów z miejscowego liceum. Wzrost liczebny organizacji stwarzał niebezpieczeństwo dekonspiracji w liczebnie niewielkiej społeczności. W opinii przywódców AP, zagrożeniem dla organizacji stał się 17-letni Waldemar Grabiński. Jego ojciec został zamordowany w Oświęcimiu. Matce Marii nie było łatwo wychowywać troje dzieci. Z Waldemarem miała wiele problemów. Nie chciał chodzić do szkoły, kradł, z domu wynosił różne rzeczy i spieniężał, miał nie najlepszą opinię w mieście, był przesłuchiwany przez milicję. Matka ze starszym synem należała do AP, udostępniała mieszkanie na konspiracyjne spotkania. Karcony Waldemar odgrażał się, że złoży donos o spotkaniach konspiracji na milicję. To zaniepokoiło przywódców AP, za zgodą matki wydali wyrok śmierci na Waldemara. Wyrok wykonano 15 grudnia 1949 roku.

UB szybko rozpracował Armię Podziemną. 14 kwietnia 1950 r. aresztowano przywódców i wielu członków organizacji, znaleziono broń. Wolbrom został spacyfikowany przez funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zatrzymano około 400 osób, które umieszczono w gmachu UB w Olkuszu. Akt oskarżenia przedstawiono 80 zatrzymanym. Z lochów UB w Olkuszu dochodziły odgłosy bicia i krzyku zatrzymanych mężczyzn. Szczególną i newralgiczną rolę w procesie ks. Piotra Oborskiego reżimowe władze PRL wyznaczyły matce młodzieńca zamordowanego w Wolbromiu. 20 kwietnia 1950 r., a więc w sześć dni po aresztowaniu, kobieta zeznała, że ksiądz w rozmowie na plebanii wymógł na niej obietnicę, iż „nie zrobi niczego, co nie byłoby zgodne z sumieniem matki”. Nie było to zeznanie po linii UB. Matka zabitego nie obciążyła niczym ks. Oborskiego. „Skutecznie” zadziałali śledczy, bo miesiąc później, 24 maja 1950 r., podczas konfrontacji z księdzem matka Waldemara na podstawie tej samej rozmowy na plebanii rzuciła fałszywe oskarżenie: „Ksiądz powiedział mi, że tam, gdzie może zginąć wiele osób, musi zginąć jedna”.

Proces

odbył się w Krakowie przed Wojskowym Sądem Rejonowym 16-18 i 20 stycznia 1951 roku. Sądzono łącznie 10 osób, w tym dwóch księży. Oskarżał major Henryk Ligięza, sądził płk Gras, a obrońcą z urzędu był adwokat Kazimierz Ostrowski. 70 innych członków AP sądzono w oddzielnych procesach, po 5 osób. Wymowny jest początek oskarżenia księży sformułowany przez prokuratora: „Wrogo nastawieni do Polski Ludowej księża, wykorzystując swe duszpasterskie stanowiska, organizują wśród nieuświadomionej młodzieży nielegalne związki antypaństwowe, kierując ich działalność na tory bandytyzmu i grabieży. Do tej części reakcyjnego kleru należą oskarżeni ks. Piotr Oborski i ks. Gadomski Zbigniew, organizatorzy i kierownicy bandyckiej grupy działającej w ramach nielegalnej organizacji. Najbardziej jaskrawym objawem destrukcyjnej działalności oskarżonych było dokonanie pod ich kierownictwem licznych napadów rabunkowych i morderstw skrytobójczych”.

22 stycznia 1951 r. w wyniku „postępowania uproszczonego” wyrokiem sądu ks. Oborski został skazany na karę dożywotniego więzienia. Taki sam wyrok otrzymał ks. Z. Gadomski i matka Waldemara. 1 czerwca 1951 r. ks. dr Piotr Oborski został przewieziony do więzienia dla politycznych w Rawiczu. Ksiądz płk Józef Zator-Przytocki, męczony przez wiele lat w więzieniach PRL, w swoich „Pamiętnikach” zapisał, że nieszczęściem dla ks. Oborskiego było przyjęcie jego transportu przez znanego kata więźniów por. Leona Utratę-Olszewskiego. Ten kierownik Działu Specjalnego oraz komendant I pawilonu więzienia sierż. Józef Kukawka szczególnie znęcali się nad księdzem z Wolbromia. Karząc go kolejnym dwutygodniowym karcerem, spowodowali jego śmierć.

Księdza Piotra Oborskiego w więzieniu w Rawiczu w 1951 r. odwiedziła siostra zabitego w Wolbromiu Waldemara.  Irena w czasie procesu krakowskiego miała 16 lat. Z jej relacji wynika, że tymi odwiedzinami w więzieniu chciała uczynić jakieś zadośćuczynienie księdzu uwięzionemu w wyniku kłamliwych oskarżeń jej matki, która wtedy była również w więzieniu. Tak relacjonowała te więzienne odwiedziny: „Ksiądz był chudy, jak szkielet. Rozmowę z nim zapamiętam do końca życia. Zapytałam go, czy potrafi nam wybaczyć. Odpowiedział: „Ty nie masz nic do tego”. „Ale moja matka ma”. „Pamiętasz czwarte przykazanie? Pan Bóg nie powiedział, czy masz czcić rodziców dobrych, czy złych. To się odnosi do wszystkich rodziców”. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, zapytałam, czy jeszcze księdza zobaczę? I wtedy poczułam, jak strażnik bierze mnie za ramię i wyrzuca z tej sali. Zobaczyłam jeszcze, jak ksiądz ręką robi znak krzyża”.

Skazany w tym samym procesie więzień Czesław Krężel (ur.1925) opowiadał, że uwięzieni księża byli oddzieleni od innych więźniów, umieszczono ich na ostatnim piętrze budynku więziennego, tam było najzimniej. Dwukrotnie rozmawiałem ze swoim proboszczem. Raz przy napełnianiu sienników słomą ksiądz powiedział mu: „Z karca nie wychodzę, wykończą mnie”. Za drugim razem zamienili kilka słów, kapłan oświadczył, że dostaje po pięć, sześć karcerów po kolei. Wtedy widać było, że ks. Oborski już długo nie będzie żył, z oczu ciekła mu ropa.

W więzieniu w Rawiczu było kilka karcerów. Jeden znajdował się pod rampą przy stolarni. Była to celka o wymiarach metr na metr, z niewielkim otworem. Woda w karcerze sięgała do kolan więźnia. Więzień przebywał w takim lochu przez kilka kolejnych dni i nocy. Na tę okrutną karę więzienną był skazywany ks. Piotr Oborski tylko za to, że był kapłanem. Pod największym rygorem spowiadał więźniów i udzielał im Komunii Świętej, dostarczanej z zewnątrz więzienia przez zaufanych strażników i służbę medyczną. Być może, że sam w tajemnicy sprawował ofiarę Mszy Świętej. Nie bał się kapusiów, którzy o jego posłudze kapłańskiej donosili władzy więziennej.

Ksiądz dr Piotr Oborski zmarł 18 czerwca 1952 r. w szpitalu miejskim w Rawiczu. Zarząd więzienia w oficjalnym dokumencie – akcie zgonu przesłanym do kieleckiej kurii i rodziny zmarłego, wymienił jako przyczynę śmierci zapalenie otrzewnej. Świadkowie ostatnich dni życia ks. Piotra Oborskiego twierdzą, że kapłan został okrutnie pobity, co już wcześniej kilka razy miało miejsce. Uszkodzono mu narządy wewnętrzne, co rzeczywiście mogło być przyczyną zapalenia otrzewnej. Pobity kapłan był nieprzytomny, miał wysoką temperaturę, oprawcy sugerowali, iż symuluje. Z opóźnieniem przewieziono go do miejskiego szpitala. Zazwyczaj jednak chorych więźniów nie leczono w szpitalu miejskim, w wypadku ks. Oborskiego odstąpiono od reguły. Przy wysokiej temperaturze i na nieprzytomnym dokonano operacji, pacjent nie przeżył.

Według relacji ks. Zbigniewa Gadomskiego, również więzionego wtedy w Rawiczu, na wieść o śmierci ks. Oborskiego wybuchł bunt więźniów. Żądali, by ks. Piotra pochować w trumnie, a nie, jak było w praktyce, bezpośrednio w ziemi. Po 10 dniach rodzina otrzymała wiadomość o śmierci. Wtedy ojciec księdza z innymi członkami rodziny udał się do Rawicza. Ksiądz był już pochowany w ziemnym grobie, w miejscu przeznaczonym dla więźniów. Rodzina udała się do proboszcza parafii w Rawiczu i za jego zezwoleniem, pod osłoną wczesnego ranka, w tajemnicy przeniesiono zwłoki zmarłego księdza do obecnego grobu.

Ksiądz dr Piotr Oborski został zamordowany przez komunistów dlatego, że był Chrystusowym kapłanem. Przestrzegał wiernych przed falą komunizmu zniewalającego ludzi, zatruwającego życie społeczne i gospodarcze, a także prowadzącego polskie społeczeństwo w niewolę sowiecką. Bronił wiernych przed okupantem niemieckim, a później sowieckim. Był troskliwym duszpasterzem. Zdecydowanie odciął się od księży „patriotów”. Nie dał się uwikłać w szeregi tych ludzi, nawet duchownych, którzy próbując pogodzić katolicyzm z ideologią komunistyczną, w praktyce ustawiali się przeciwko Kościołowi i jego hierarchii. Był kapłanem sumienia i wrażliwym na głos sumienia u wiernych. Tym, którzy błądzili w życiu, wskazywał Boga przemawiającego przez sumienie. Sponiewierany przez komunistów, na więziennej drodze krzyżowej służył współbraciom aż do ofiary z własnego życia.

(Wykorzystałem fragmenty artykułu ks. Daniela Wojciechowskiego zamieszczony w „Naszym Dzienniku„, w numerze 234 (2947) z dnia 6-7 października 2007 r.)

Matka zastrzelonego Waldemara, Maria Grabińska w latrynie lochów UB w Olkuszu w 1950 pokazała koleżance, 18-letniej wówczas Annie Rogalskiej, swoje nogi i pośladki – całe w otwartych ranach i zakrwawione. Niedługo przed swą śmiercią w 1984 r. wyznała lekarzowi w szpitalu, że przyczną nienaturalnie zniekształconych palców u nóg, było zmuszanie jej na UB do trzymania nóg w klatce z głodnymi szczurami. „Nie wolno potępiać matki, że fałszywie oskarżyła księdza, bo nie macie wyobrażenia, co wyprawiali z nią na UB” – powiedział po latach  również skazany w tym procesie syn Wacław.

Ks. Zbigniew Gadomski dopiero 8 listopada 1960 r. wyszedł na wolność. Otrzymał tylko przedterminowe zwolnienie warunkowe, które w każdej chwili mogło być cofnięte. Przesiedział w więzieniu 10 lat i 7 miesięcy bez jednego dnia. Był najdłużej więzionym księdzem w PRL.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *